2 czerwca Ministerstwo Klimatu oddało do konsultacji projekt nowelizacji Prawa energetycznego, który zakłada likwidację systemu upustów od 1 stycznia 2022 roku. Wystarczy, że prosument zdąży zainstalować i uruchomić instalację fotowoltaiczną do 31 grudnia 2021 roku, a będzie mógł rozliczać się na dotychczasowych zasadach przez 15 lat.
Liczba instalacji fotowoltaicznych w Polsce należących do prywatnych inwestorów stale rośnie.
Duża w tym zasługa systemu tzw. net-meteringu.
Pozwala on użytkownikom instalacji PV rozliczać się z odbiorcami energii na zasadach barteru, który i tak jest niekorzystny dla prosumentów (nie jest 100% za 100%), bo za oddawany prąd do sieci, mogą pobierać 80% oddanej energii bez dodatkowych opłat.
Dla prosumentów i tak jest to korzystna sytuacja, gdyż produkowana przez nich energia nie marnuje się w dzień kiedy jest słońce. Za to mogą ją wykorzystać w godzinach kiedy słońca nie ma. Co ważne przesyłanie energii jest darmowe. Koszty tego systemu przerzucane są na sprzedawców prądu, którzy tracą na tym kilkadziesiąt milionów złotych rocznie. Inna sprawa, ze nikt nie dostrzega faktu tzw. rozproszonej produkcji energii, która jest energią zieloną, a chyba do tego powinno dążyć polskie państwo, by mieć jak najwięcej takiej energii.
Nowy system obowiązujący od 1 stycznia 2022 roku miałby się opierać na zasadach kupna - sprzedaży.
Projekt Ministerstwa Klimatu przewiduje, wyprodukowane nadwyżki energii mają być kupowane po średniej cenie energii na rynku konkurencyjnym z poprzedniego kwartału. Obecnie to
256,22 zł/MWh. Gdy jednak prosument zechce skorzystać z energii wieczorem, to prawdopodobnie będzie musiał zapłacić 3 razy więcej.
Niestety ministerstwo nie zaprezentowało żadnych obliczeń, ale z tego co napisał portal
wysokienapiecie.pl wynika, że
wprowadzone zmiany mogą kosztować prosumentów ponad 1000 zł rocznie.
Ministerstwo Klimatu uparcie twierdzi, że:
„prosument będzie beneficjentem rozwijającego się rynku energii"
Dale idąc, ministerstwo chwali się różnymi sprawami, a to
przejrzystą fakturą (wymusza to UE),
większą ochroną odbiorców (że ktoś ich nagle nie odłączy od sieci),
funkcjonowaniem agregatora, czyli pośrednika w sprzedaży energii elektrycznej (oby to nie byli oszuści jak to bywało wcześniej), albo
projektami korzystającymi z tzw. piaskownic regulacyjnych (tu prosumenci zapewne się uśmiechną), ale nie o tym, że
ten projekt może nieco zablokować budowę prywatnych, domowych instalacji fotowoltaicznych od 2022 roku. Wydaje się, że w ten sposób nie pozbędziemy się tego nieszczęsnego węgla w energetyce, ale może o to tu chodzi?
Na razie autorzy projektu uspokajają, że ustawowe ceny sprzedaży nie będą obowiązkowe, a każdy będzie mógł wynegocjować bardziej korzystne stawki, ale nie wiadomo jak ustosunkują się do tego państwowe firmy energetyczne, które chciałyby zarabiać nawet na prądzie z prywatnych instalacji PV.
Materiał chroniony prawem
autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy.